edukacja o’Rity

przyszedł wrzesień – już jest jesień. załamanie pogody nastąpiło oczywiście z dnia na dzień,
bo polski klimat nie uznaje żadnych stadiów pośrednich, ani łagodnych przejść meteorologicznych.
trudno. aczkolwiek nie jest mi przykro.

kangur_krzysiek
nienawidziłam szkoły. i nadal szczerze nienawidzę
wszelkich zinstytucjonalizowanych form edukacji niższej i kształcenia ustawicznego.
to było jedno wielkie i niekończące się pasmo frustracji i nudy. przede wszystkim nudy. cholernej magmowatej nudy.
w pierwszych klasach podstawówki – na fali ekscytacji nową rzeczywistością – bawiłam się całkiem zacnie.
uczyłam się mimochodem i od niechcenia.

piątki, piątki pyzate. prezent dla mamy i taty.
ładne z przodu, z tyłu, z boku – najmodniejsze co roku!

z nudów specjalnie pokazywałam złe liczby podczas zbiorowego dodawania i mnożenia
po to tylko, by pani nauczycielka zwróciła na mnie uwagę.
z podobnego powodu zdarzało mi się nie odrabiać leksji. chciałam, żeby coś się działo.

najbardziej lubiłam, jak przychodziła na lekcje pani pielęgniarka i sprawdzała nam włosy na okoliczność wszy.
a ponieważ pożądam i kocham, gdy ktoś czesze, głaszcze, szarpie lub rozgarnia moje włosy –
wciąż rozpuszczałam plotki, że ten lub ów ma wszy i że sama widziałam –
po to tylko, by przez kilka sekund poczuć ten dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa od nasady włosów
myślę, że w owym czasie nasza szkoła była najbardziej „zawszoną” placówką oświatową w Warszawie.

pamiętam, że siedziałam wtedy ławce z rafałem s. i notorycznie kradłam mu z piórnika gumki do ścierania,
a on za każdym razem wpadał w jeszcze większą rozpacz.
napięcie w klasie rosło, ponieważ sprawca pozostawał nieuchwytny. a ja miałam takie wielkie oczy i niewinną minkę.
teraz myślę, że to była zemsta za to, że kolega rafała – niejaki sławomir g. z ostatniej ławki w rzędzie pod ścianą
ukradł mi wcześniej z piórnika piękny – podprowadzony matce – długopis z pływającym w szklanej fiolce stateczkiem.

aż w końcu – w trzeciej klasie, będąc dyżurną w czasie przerwy, pobiłam się z niejakim maćkiem z.,
który nie chciał wykonywać moich poleceń – walka była sroga, na pięści.
a że miałam buty podbite pinezkami (żeby stukały podczas chodzenia), to poślizgnęłam się na tyle nieszczęśliwie,
że wylądowałam w szpitalu ze wstrząsem mózgu. po powrocie ze szpitala powiedziałam, że nie pójdę więcej do szkoły. i chuj.

nauczycielka stwierdziła, że to z pewnością fobia szkolna. i że ona to rozumie.
nie wyprowadzałam jej z błędu, aczkolwiek żadna tam fobia – po prostu w szkole mi się nie podobało. i tyle.
mówiłam już: było nudno – to po pierwsze. a po drugie – od najmłodszych lat nienawidziłam, kiedy ktoś mówił mi,
co mam robić. wstawać, siadać, wycinać z papieru, śpiewać, kiedy akurat nie mam ochoty i mnóstwo innych rzeczy.
zmiana szkoły nie pomogła. oceny miałam świetne, ale nadal się nudziłam, więc wpadłam na ekstra pomysł, by udawać wiecznie chorą –
dzięki temu zamiast na lekcjach siedziałam sama w pustym domu, słuchałam głośnej muzyki
i czytałam zakazane książki o tematyce erotycznej z półki pod sufitem – stojąc na taborecie przy regale w „dużym pokoju”,
aby w razie chrobotu klucza w drzwiach wejściowych odłożyć dzieło na miejsce, stołek odstawić do kuchni,
a samej wskoczyć do łóżka. pamiętam, że w owym czasie nadmiar tych lektur powodował u mnie
nieustającą ekscytację, niezdrowe pobudzenie i rozpalone policzki. nic więc dziwnego,
że moja biedna matka widziała we mnie gruźlika w fazie terminalnej.

ozdrowiałam dopiero w szóstej lub siódmej klasie, kiedy z placówki zagranicznej wraz z rodzicami
powrócił w szeregi naszej klasy kolega wojtek z., w którym nieoficjalnie i skrycie kochałam się na zabój,
zaś oficjalnie i ostentacyjnie nienawidziłam gnoja i tępiłam, na każdym kroku okazując mu swoją pogardę.
gdyż takie miałam zasady.
z dziewczętami nie było lepiej, gdyż oczekiwałam od nich wielkiej idealnej przyjaźni aż po grób
i pełnego oddania. słowem – moje życie uczuciowe było wtedy pasmem niespełnień i porażek.
nauka szła mi zadziwiająco dobrze – piątki, piątki pyzate. prezent dla mamy i taty.
nawet z matematyki miałam piątkę, czego do dziś nie mogę zrozumieć.
zwłaszcza, że problemy z koncentracją, gonitwą obsesyjnych myśli
i nerwicą natręctw miałam od 11 roku życia.
to był zdecydowanie jeden z czarniejszych okresów w moim życiu. serio.

w liceum odpłynęłam totalnie. attention deficit disorder  i obsesje uderzyły ze zdwojoną mocą.
żyłam w dwóch równoległych światach. do dziś nie jestem pewna, który z nich był gorszy.
mniejsza o to. ta notka jest o szkole.
miałam jeden zeszyt do wszystkich przedmiotów, a na lekcjach głównie rysowałam,
rozmyślałam, śniłam na jawie i oddawałam się fantazjom seksualnym.
miałam opinię bujającej w obłokach marzycielki, eterycznej i niewinnej,
głęboko pogrążonej w lekturach, pisaniu wierszy i wygrywaniu konkursów literackich.
co rzecz jasna nie przeszkadzało mi chodzić z „drugorocznym” typem spod ciemnej gwiazdy,
którego nienawidziły wszystkie nauczycielki, jeździć po Polsce i pić wódkę ze starymi wyjadaczami
konkursów poetyckich i toczyć wieczną wojnę z rodzicami, doprowadzając własną matkę do rozpaczy.
szóstkom z polskiego i piątkom z historii towarzyszyły dwóje z matmy i egzaminy komisyjne z fizyki,
na którą po prostu nie chodziłam, bo nie było mi po drodze.
byłam chyba ostatnim rocznikiem, który na maturze nie musiał zdawać obowiązkowej matematyki.
wybrałam historię. zdałam na piątkę. polski – wiadomo. od roku czekał na mnie indeks na polonistykę UW.
gdybym musiała zdawać matematykę – prędzej bym umarła na apopleksję mózgową lub skręt hipokampa.

skończyłam polonistykę. na pyzatą piąteczkę. nie wiem, jakim cudem.
jestem dyplomowanym teoretykiem literatury i prawdę mówiąc – nie wiem po co.
w życiu chcę się zajmować mopsami oraz robieniem lalek.
ewentualnie mogę coś tam napisać jak zajdzie potrzeba.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
pati

To ja byłam ostatnim rocznikiem bez matematyki na maturze (rocznik 82), inaczej prawdopodobnie zdawałabym ją do dzisiaj :)

Sylwia

i moja historia i moja :) też skończyłam polonistykę (pisałam Ci na gg – po czym zwiałaś) a miałam kończyć biotechnologię – :):):) coż

Alex

hey! that’s my story! ;]

viki

ubawiłam się, bo jak zwykle o sprawach trudnych piszesz w sposób bardzo humorystyczny, ale przeczytać tego Myszencji( kl. 3 S.P.) nie dam ;)

Scroll to top
4
0
Would love your thoughts, please comment.x