ósma klasa podstawówki. lato, niemal koniec roku szkolnego. dyskoteka w sali 308.
przyszłam tylko dlatego, że miał być na niej pewien wojtek.
nikt, absolutnie nikt nie miał wtedy pojęcia, że się w nim kocham na zabój,
i chyba do dziś nikt tego nie wie. łącznie z nim samym.
no więc niniejszym – wojtek.
tę moją ulubioną ówcześnie piosenkę puściłam – z sercem w gardle – specjalnie dla niego,
nie mówiąc jednak ani słowa tytułem dedykacji czy koncertu życzeń.
liczyłam, że może sam się domyśli.
chciałam mu bowiem przekazać mój tajny znak miłości – niejako na koniec. na pożegnanie.
niestety bardziej niż cokolwiek innego pochłaniało wtedy wojtka
uporczywe ukręcanie uszu niejakiemu sebastianowi.
och kurt…