strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
w imię złotej zasady „idź być smutny gdzie indziej” postanowiłyśmy – przy absolutnym braku środków finansowych – zrobić sobie wakacje. skoro i tak mamy długi, kredyty i debety, to kasa wydana na paliwo raczej nas nie zbawi.
także ten… jadziem!
zapakowałyśmy do naszego wiernego saabusia cały domowy mandżur (wraz z komputerami do zdalnej pracy zarobkowej)
mopsy zainstalowałyśmy na tylnym siedzeniu w ergonomicznym uchwycie zwanym Grażynką ;)
a same, usiłując wprawić się w prawdziwie wakacyjny nastrój, ruszyłyśmy w trasę!
zahaczając jeszcze o radomskiego McDonalda ;)
a jak w końcu ruszyłyśmy na dobre…
to rzeczywistość zaraz nam przypomniała, gdzie naszej miejsce ;)
dwie zmoknięte kurki na kolejnej stacji benzynowej
i cudowny zachód słońca gdzieś w okolicach Kielc
wypogodziło się i „wypocztówkowiło” krajobrazowo ;)
nie umiem czytać z chmur, ale coś mi się widzi, że jednak będzie dobrze
bo dlaczego miałoby znów być źle…, no dlaczego? ;)
w końcu docieramy na krakowski bruk. a dokładniej na kazimierski rynek.
siadamy z Syd na mokrej od deszczu ławce i patrzymy na eleganckie restauracje, zagranicznych turystów…
na szczęście tuz obok jest całodobowy Carrefour z kaszą jaglaną. więc chyba przeżyjemy!
a oto i nasza przystań: piękne mieszkanie Maniuchy w samym sercu Kazimierza ♥
Miszur z Kumokiem od razu zlokalizowały elegancki szezlong celem uwalenia się na nim
Miszurowi spodobało się także łóżko
a Sydowi jakieś 4 metry wysokości
noo, tak to można urlopować, c’nie Miszur? ;)
mamo, jesteśmy na Teneryfie!
o poranku Miszur budzi się na Bali…
a Kumok na Złotych Piaskach w Bułgarii
zaś Maniucha i Michał przygrywają nam do tańca i śniadania
Kumok nakurwia z palicą w te i nazad
a Miszur próbuje upolować własną matkę
tymczasem Lola zaczyna się niecierpliwić…
– No i co robimy?
– Chodź na spacer… – mówię jej.
– Chcę jeść!
Idziemy więc do stołówki i jemy śledzia z ziemniakami…
popijając go czymś zdrowym i zielonym.
potem idziemy do Szymcia również wizytującego Kraków…
– Nie wejdę! Za wysoko!
jednak weszłyśmy. na piękny drewniany taras.
Syd kontempluje Kraków.
Lola kontempluje własnego focha.
– Pfff… takie tam…
– Nie chcę! Postaw mnie!
… i dalej ma focha.
– Będę tak stała, czekając aż spadnie deszcz. Potem przyjdzie jesień i zima, a ja zamarznę, a Ty będziesz tęsknić…
– O! Drabinka na dach!
– No i takie widoki to ja rozumiem!
– W sumie może być ten Kraków…
acha, tuz pod mieszkaniem Maniuchy jest cukiernia, w której Syd kupuje mi kawę, same z Grażynką jedzą ciastka, a mi każą przyglądać się Grubej Damie z Pączkami…
jedyna pociecha w krakowskich lumpeksach… niestety nie kupuję pudelka, bo wychodzi odrobinę drogo.
w sklepie za 3zł nabywam za to laskę maga, która ma na czubku gałkę. i świeci!
jak widać Kraków jest miastem nowoczesnym i w pełni zelektryfikowanym
za to moje rodzone dzieci zachowują się jak dzikusy z buszu
ja również jestem dzikusem i zamiast krakowskich zabytków podziwiam uliczne kurioza – o, na przykład fiacika otynkowanego jednogroszówkami
albo ceramiczne pizdryki na murze starej kamienicy
nie doceniam tez krakowskich restauracji, bo jedyną ekstrawagancją, na którą sobie pozwalamy jest fish&chips z food-trucka
albo hummus
i koszerne lody :)
ale największym hitem jest Curry Up z azjatyckim streem foodem
po Krakowie chodzę wymięta i potargana, a Syd się złości i robi mi fryzurę…
w której wytrzymuję jakieś 15minut, bo wszystko mnie uwiera i ciągnie…
Olutko! Jesteś szmaciarzem i gałganiarą!
taka prawda. bardziej niż zabytki podoba mi się ten fragment łodzi podwodnej nurkującej pod powierzchnią Krakowa, a wystawiającej tutaj niniejszym niesmiało swój dyskretny peryskop…
podoba mi się też słodki wafelek, który skonał w południowym upale
tragiczna scena rodzajowa na wystawie jednego z lumpeksów
Lolce podobają się murale
oniemiałam z zachwytu.
Lola wyraża aprobatę.
i znów pyta, co dalej…
trochę kończą mi się pomysły na rozrywki, bo jestem stara, zmęczona i nudna jak wykład z gramatyki historycznej…
tak naprawdę to chciałabym się położyć na trawie i patrzeć w niebo. i nie myśleć nic. i myśleć NIC.
jestem smutna, znużona i nie wiem, co mogę zrobić, żeby z tego wyjść…
– Ludzie! Machajcie nogą! Ja macham! – wrzeszczy Lola, cytując niejaką Marię Sz.
– Olga, zrób coś! No zrób coś ze sobą. Przecież tak nie można żyć… Tak się już dłużej po prostu nie da!
– No nie wiem… Może… Może idź na kurs ikebany?
– Albo… nie wiem… Zapisz się do jakiejś wspólnoty religijnej?
– Zrób coś, bo nie mogę już na ciebie patrzeć…
– Ogólnie to wiesz… Trzeba wziąć się w garść, zebrać do kupy, stanąć na nogi, odbić od dna…
– To może wspólna samojebeczka na fejsika? – proponuję z nadzieją na przerwanie tej tyrady…
– To gdzie teraz idziemy?
– Lola, może chcesz zobaczyć smoka wawelskiego?
niestety smoka nie zastałyśmy, ale słowo się rzekło i za gada-mutanta musiała robić Syd
dalej było już łatwiej, bo światło latarni wskazało Lolce właściwą drogę…
– A gdzie ten Gołąb? Który to?
– Tam nie idziemy, bo tam straszy.
o, nowa świecka tradycja: dawniej się grało do kotleta, teraz gra się na kebabie i zapiekance #Mitch&Mitch
– Zabytek? Brzyyyydal!
– A właściwie to gdzie jest Grażynka?
– Siedzi w kinie na ósmym seansie z rzędu. #krakowskifestiwalfilmowy #ichuj
– Ja mam ładniejszą sukiennicę!
– Pacz, robię tęczę! No halo!
tymczasem w domu…
czeka na nas biedne głodne dziecko…
z którego oczywiście drzemy łacha, bo jesteśmy okropne matki. i zaraz siadamy do pracy.
i tak nam płynie krakowskie życie. dzień za dniem. przez tydzień.
– Fajnie było, Lola?
– Fajnie! A kiedy jedziemy do Wrocławia?
– W najbliższą sobotę.
strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
Obserwuj Mopsiki Zazie:
A ta stołówka, o której wspominałaś to Chimera.. Żywiłam się tam przez dobre 4 lata studiów :) :)
Noga lepiej na krakowskim bruku?
Lola – Królowa Focha
Jak to nie zastałyście smoka? Przecież on się nigdzie nie rusza. Trwa u wylotu smoczej jamy. Chyba nie doszłyście do celu. Wiem, bom krakowianka.