od trzech dni milczę na blogu w kwestii diety.
ciekawe dlaczego…?
może dlatego, że nienawidzę świata i równocześnie chce mi się płakać nad jego globalnymi problemami…?
może dlatego, że od 3 dni przez 24h na dobę mam straszliwe ssanie w żołądku i zajebistą ochotę na cukier??!!
może dlatego, że utrzymanie diety aktualnie kosztuje mnie fchuj energii i samozaparcia?!
oraz może dlatego, że czuję się fizycznie chujowo, mam zawroty głowy, migrenę i siódme poty?!
a może dlatego, że mam apogeum PMSu i zaraz się kurwa rozpłaczę??!!
nie wiem jak Wy, Dziewczyny, ale ja tego serdecznie nie znoszę, nienawidzę i umieram!
okres jest spoko – poboli i przestanie – grunt, że w te dni emocje już opadają.
ale PRZED… przed to jest masakra. sajgon. psychiatryk. szałówka.
oto po dniach woli i mocy nastały dni kompletnej słabości. biologicznie uwarunkowanej słabości.
co nie zmienia faktu, że jest mi cholernie ciężko.
wczoraj poprosiłam Syd – jedzącą sobie w najlepsze banany z Nutellą –
aby wyszła z talerzem do drugiego pokoju, znikając tym samym z mojego pola widzenia.
dzisiaj, kiedy wychodziła na spotkanie, poprosiłam aby zabrała ze sobą tę pierdoloną Nutellę
oraz butelkę słodkiego syropu z agawy.
zawzięłam się i za *uja nie złamię, ale losu kusić nie będę.
ugotowałam cały gar zupy warzywnej na soczystej wołowinie, zrobiłam sałatę z łososiem.
w chwilach kryzysu i agonii dietetycznej ratuję się świeżo wyciśniętym sokiem z grejpfrutów.
przetrwam to.
mam inne wyjście?
tak właśnie myślałam….
Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu
Zajefajny wpis. Ale ja polecam zmianę nawyków żywieniowych. Odstawienie białej mąki – gluten, cukru, i nabiału gwarantuje sukces, wszystko przyjdzie samo a do tego samopoczucie lepsze, bez codziennego zmęczenia nie wiadomo skąd.
a jeszcze mi się coś bardzo ważnego przypomniało – to się dzielę chlebem (bo rzecz o chlebie): Na jakichś zdjęciach widziałam u Ciebie te wstrętne wafle ryżowe.
Odradzam.
Mają BARDZO WYSOKI INDEKS GLIKEMICZNY, co w praktyce przekłada się na: chce Ci się bardzo szybko jeść. Nie dość więc, że są niesmaczne, to jeszcze robią Ci niedźwiedzia przysługę – utrudniają dietę. I wcale nie są niskokaloryczne.
Polecałabym chleb ŻYTNI na zakwasie (musi być ciężki, kiedy ważysz go w dłoni, naprawdę ciężki) – chleb żytni uwalnia energię bardzo powoli, co oznacza, wiadomo: nie masz takiego ssania, poziom cukru nie skacze jak szalony, masz dłużej energię (co jest celem jedzenia:)
Chleb żytni dość ciężko dostać dobry, ale może być pumpernikiel. Mi chleb piecze narzeczona, to mam łatwiej.
ALE!!!!! Nawet chleb żytni nie jest tak fajny jak pełne ziarno i orzechy.
Podaję link do chleba cudu – super łatwy i idealny do spełniania się w Twojej nowej pasji pieczenia. (wink wink)
Laska podaje pełno powodow dobrych, dlaczego warto go jeść.
http://www.mynewroots.org/site/2013/02/the-life-changing-loaf-of-bread/
i: dajesz, Zazie, dajesz czadu.
moge z Ciebie braćprzykład :)
hmmm… cukier jest potrzebny do pracy mózgu… fakt, organizm podobno potrafi sam go sobie wytworzyć ze swoich składników ale pewnie inteligentny, myślący mózg chciałby więcej paliwa… też szukam cały czas najlepszej diety (dla zdrowia nie dla odchudzania) i te bezcukrowe mnie zawiodły (mój mózg mówił nieeee a ponieważ cenię mocno tę część ciała to szukam dalej). Teraz postanowiłam spróbować dietę zgodną z grupą krwi. Testuję kilka dni i nawet nieźle się czuję a i brzuch mam mniejszy o dziwno… Czuję delikatne ssanie ale delikatne a jedzonko mi odpowiada. Pozdrawiam :)
walczę! walczę! walczę! :)
Gosia, trzeba przetrwać kilka krytycznych momentów i potem jest juz spoko, naprawdę. Ja kilka razy w życiu nie jadłam słodyczy POD ŻADNĄ POSTACIĄ przez kilka miesięcy i jakos moje życie nie straciło sensu. Ale żeby dobrnąć do tego etapu, kiedy organizm nie woła o cukier potrzeba duuuuużo samozaparcia. Jak widać – moje ostatnie zwycięstwo nad muffinami było chwilowe i pozorne, co znaczy, że organicznie nadal łaknę cukru w chwilach kryzysu…
yeyeye! widzę śliczne chińskie znaczki! :D plejnełam se mjuzik, pani kierowniczko! pomogło odrobineczkę :))))
Jak masz ochote na slodkie to zjedz cos! Nie masz sie meczyc na diecie, to nie ma byc stos zakazow tylko sposob na zdrowe zycie. Masz ochote na slodkie? Zjedz pasek gorzkiej czekolady (to zdrowe!) bedzie Ci lepiej a nie przytyjesx od tego przeciez, to tylko 100 kalorii. Dieta nie ma byc stosem zakazow tylko Twoim nowym spisobem na zycie. Jak bedzuesz sobie wszystkiego odmawiac to albo na diecie nie wytrwasz albo po skonczeniu jej rzucisz sie wyglodniala na wszystko i jojo gwarantowane. Nie katuj sie dieta, czerp z niej przyjemnosc :)
Jeżeli jest się słodyczoholikiem to nie da się zjeść paska czekolady(!), to tak jakby zaproponować aligatorowi żabie udko ;) najlepiej znaleźć sobie słodycz mniej kuszącą, ja np. jem galaretki (które pyszne, różnokolorowe, z owocami robi mi moja ukochana) i mam taką zasadę, że tylko jedna dziennie. Oczywiście galaretki są robione w największych miseczkach jakie były w domu ;) można też robić kisiel, jeść jabłka pieczone z miodem, pieczone gruszki – to pomaga trochę w cukrowych kryzysach.
Galaretki dobra rzecz. Nadaje sie tez ciemna czekolada, powyzej 80% o ile dobrze pamietam(?). Jest zreszta na tyle memlasta, ze nie da sie zjesc calej tabliczki.
Z tymi galaretkami to nie wiem, bo w nich też jest cukier… Chyba spróbuję soku z marchwi i buraków ;)
oj, nie nie nie! nigdy w życiu!
niestety jako osoba uzależniona od cukru muszę chyba stosowac względem siebie metody jak z odwyku dla alkoholików = czyli ZERO ZERO ZERO. niestety nawet kostka gorzkiej czekolady jest w stanie uruchomić u mnie mega ssanie na cukier, więc absolutnie nie moge ryzykować. Po pierwsze NIE JESTEM W STANIE NASYCIĆ CUKROWEJ ŻĄDZY kilkoma kostkami gorzkiej czekolady, a po drugie nawet sladowa ilość cukru albo czegokolwiek słodkiego jest KATALIZATOREM, KTÓRY URUCHAMIA LAWINĘ cukrowego głodu. Dlatego też nie uzywam żadnych zamienników cukru – ani aspartamu, ani stewii, ani niczego co słodkie. Po prostu odzwyczajam się od słodkiego smaku, który w moim umyśle jest zakodowany jako „nagroda, pocieszenie, narkotyk” :(
Zazie, to na co Ci ten sok z grejpfruta? Przecież to ma w cholerę cukru, choć udaje cierpkim smakiem… Soki to w ogóle jest sam cukier. Może zielona herbata z pachnącymi przyjemnie dodatkami, np. truskawkami suszonymi? Zapach jest, frajda jest, cukru nie ma – takie oszustwo. Z tymi sokami to się nigdy nie odzwyczaisz. :(
No i nie poddawaj się!!! Trzymam kciuki, dasz radę!!!
dlatego nigdy nie wytrzymam na żadnej diecie, bo ja bez cukru żyć nie mogę …amenT
Gosia, trzeba przetrwać kilka krytycznych momentów i potem jest juz spoko, naprawdę. Ja kilka razy w życiu nie jadłam słodyczy POD ŻADNĄ POSTACIĄ przez kilka miesięcy i jakos moje życie nie straciło sensu. Ale żeby dobrnąć do tego etapu, kiedy organizm nie woła o cukier potrzeba duuuuużo samozaparcia. Jak widać – moje ostatnie zwycięstwo nad muffinami było chwilowe i pozorne, co znaczy, że organicznie nadal łaknę cukru w chwilach kryzysu…
Zazie. SZACUN. RESPECT. CZAPKI z GŁÓW
walczę! walczę! walczę! :)
yyyy się znaczy oszalałaś? oczywiście, że nie!
zbyt chaotycznie Cię czytam, potem wracam, potem odchodzę, potem mi się przypomina, że coś napisałam, więc wracam, czytam i yyy…
wyławiasz nowe sensy! ;)
Zazie a Ty nadal chodzisz na siłownię?
chodzę chodzę, ale na czas PMSu i okresu daję sobie spokój, bo chyba by mnie z podłogi zbierali :/
też mi dziś fchuj ciężko z dieto.
może to kwestia ciśnienia? ;> jutro będzie lepiej! :))
Hahaha gify, które zamieszczasz zwalają z nóg :D Może pokażesz w co chciałabyś się ubrac, jak osiągniesz upragnioną wagę :)?
och, właśnie!!! dziękuję!!! :))) zupełnie zapomniałam o „dodatkach motywacyjnych”!!!! :)))
Zazi, to najsłodszy wpis jaki u Ciebie kiedykolwiek widziałam. Popłakałam się ze śmiechu! Jesteś w *uj dzielna :D joł, plej som nice mjuzik, szejk de buti, it łil help!!! :* 加油!
yeyeye! widzę śliczne chińskie znaczki! :D plejnełam se mjuzik, pani kierowniczko! pomogło odrobineczkę :))))
Zazie masz typowy kryzys 2 tygodnia, pisałam o nim kilka dni temu. Trzeba go przetrwać, nie ma wyjścia. Sama się nie raz wykładałam po 2 tygodniach przepisowego, sumiennego dietowania. Tak jak piszesz, teraz jest fchuj ciężko.
Masz za sobą pierwsze sukcesy w zbijaniu wagi, warto o tym pamiętać.
To prawda, miałaś rację! Kryzys jak w zegareczku :(
Proszę teraz Syd, żeby mnie pilnowała – dzisiaj np. wysypało mi sie na podłogę trochę słodkiej posypki do tortów, to od razu zawołałam „patrz na mnie!”, żebym przypadkiem nie zaczęła jej z podłogi „odkurzać” paszczą :D
oszalałaś? jakie nie?
Świnio z Klasą, to zaszczyt mieć Cię tutaj! :)) serio-serio!
Nie bo nie. Porażka nie wchodzi w grę ;)
Oh. Skąd ja to znam, mam wrażenie, że z wiekiem te pmsy coraz gorsze. Ja dziś od nowa zaczynam swoją nierówno walkę z za dużym BMI. Doskonale Cię rozumiem.
noo, chyba tylko siła PMSu przypomina mi o tym, że biologicznie jestem coraz starsza ;/