strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
Wrzucam to jako dowód, że żyję. I że nie taplam się w mroku.
Niby wszystko jest w normie, po prostu jestem smutna i dużo płaczę. Ot, standardowa żałoba. Nie mogę jednak patrzeć na lekarstwa po Kumoku, a gdy mam iść z Miszurem do weterynarza – pierwszy raz w życiu dostaję ataku paniki.
Ale Misiu wszystko wie, wszystko rozumie.
Jest w niej taka cicha, dobra mądrość i akceptacja, która wychodzi naprzeciw mojej rozpaczy i bezradności. Trwamy sobie razem, w bliskości. Nie dałabym rady bez niej. Ja wiem, że ona wie. I że Kumok wciąż przy niej jest, czuwając nad swoim ukochanym Dzieciakiem ❤️
Facebook przypomniał mi przed chwilą post z 19 grudnia 2016 roku:
„Posprzątałam, uprałam, wysuszyłam i już-już miałam ubierać kanapę w czysty pokrowiec, no kwadrans dosłownie mnie nie było… i proszę: oto Miszur i jego dwa nagie miecze, a po chwili totalny rozpierdol i zakład przetwórstwa owocowo-warzywnego Sieczkarnia-Sianokosy w Mrzeżynie. Fuck My Life.”
🖤 5 lat później nikt już nie szaleje po mieszkaniu z marchewką… Kumok nie żyje, a Misia od kilku miesięcy interesuje głównie spanie… 😞 Mówię Wam, cieszcie się – póki czas – z każdej psiej psoty, pogryzionych butów, posiekanych książek, rozszarpanych maskotek, skradzionego z talerza kotleta czy rozwleczonych po całym mieszkaniu śmieci… To naprawdę nie trwa wiecznie, a po latach jest w pamięci miodem na złamane serce… 💔
W tak beznadziejnych chwilach jak ta teraz – uratowałaby mnie ta naburmuszona Mała Dziewczynka. Ale jej już nie ma. A ja nadal muszę żyć, choć tak bardzo nie mam siły.
strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
Obserwuj Mopsiki Zazie: