I love you, Jamie Woon

rzadko, naprawdę rzadko i w wyjątkowych przypadkach ulegam fascynacjom męskimi wokalami.
i moja orientacja nie ma tu nic do rzeczy. po prostu – w męskich głosach zazwyczaj brakuje mi
tego rozdzierającego liryzmu, krystalicznej wrażliwości i absolutnego wyczucia rytmu.
owszem, zdarzają się wyjątki.
george, jeff, thom.

a teraz jamie.
poległam. z rozkoszą.
jestem absolutnie zakochana.

ten do bólu niepozorny chłopiec
wydaje mi się wcieleniem boga seksu.

oto potęga dźwięku.























Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Pietrucha

YYYYYh, to miało być do poprzedniego postu, przepraszam najmocniej. Wybacz.

bzium

Och, mi też się wkręcił strasznie swego czasu. Byłam nawet na koncercie – to niesamowite, jak szybko przeszedł mi wkurw po ponad godzinnym opóźnieniu, gdy na scenę wyszedł ten niepozorny, pyzaty, misiowaty facet i zaczął śpiewać.

Scroll to top
3
0
Would love your thoughts, please comment.x