I’m a building jumper. roof to roof.
you see me flying in the air.
czasem zastanawiam się, czy świat na mnie poczeka. i czy będę miała do czego wracać,
kiedy w końcu obudzę się z tego męczącego letargu. póki co uciekam od rzeczywistości
na wszystkie możliwe sposoby. jeszcze chwila i przestanę rozpoznawać znane mi dotąd twarze.
nie chcę nikogo widzieć. nikogo słyszeć. nie mam nic nikomu do powiedzenia.
dlatego rozpaczliwie i na siłę szukam kontaktu. lękam się zdziczenia i samotności.
zwiększamy dawkę do 225 miligramów wenlafaksyny
i ciśniemy dalej – powiedział dziś mój psychiatra.
to chyba ostatni lek, który jeszcze na mnie działa.
słabo, ale jednak. coś drgnęło.
i zaczęło strasznie boleć.
Cisnij Zazie, cisnij!
Chcialam tylko powiedziec, ze ja tu na odleglosc bardzo Ci kciuki trzymam i ze mam nadzieje, ze za chwile bedzie lepiej, choc troche.
Bralam leki przez kilka lat, teraz jestem bez, terapia tez zakonczona. Jest zdecydowanie lepiej, ale mimo wszytsko uwazam, ze nie tak jak byc powinno. Czy kiedys bedzie? Nie mam pojecia, ale bardzo sie boje tego ze bedzie gorzej… Bo od porblemow z glowa to kurwicy mozna dostac :-//
Trzymaj sie
z innej beczki, czy ksiegowy nie ponosi odpowiedzialnosci za to co zle wyliczyl? przeciez podpisywalas na pewno umowe. dziewczyny, na pewno macie „swoich” ksiegowych. jak to jest?
Zazie, mam nadzieję, że się dźwigasz i że jest lepiej coraz.
Czy powtarzasz sobie przed lustrem, że jesteś w dechę? Że świat Cię potrzebuje? Że dajesz radę?
Zazie, ja też muszę łykać leki, jest tego trochę,
ostatnio, podłamana powiedziałam lekarce, czy ja kiedyś będę czuła się lepiej, ona odpowiedziała, wyjątkowo ciężko pani choruje, więc dalej łykam i walczymy, chwilowo mam górkę z drażliwością, nosi mnie, ale wiem, co będzie za jakiś czas…
czy to się kiedyś skończy?
ściskam
No to ciśnij dalej i oby pomogło jak najszybciej.
Tak o elektrowstrzasach tez juz czytalam.Gdyby nie skutki uboczne ,ktorymi strasza to chyba bym sprobowala szczegolnie ze juz bokiem mi wychodzi odwiedzanie tych wszystkich psychiatrow,psychologow itp.Zwyczajnie nie mam juz sil.Ja obecnie na 150 effectinu,ale gdyby nie ogromna pomoc rodziny to nie wyobrazam sobie mojego funkcjonowania.Eh i to cholerne poczucie winy,ze obarczam ich soba.No nic jutro kolejna wizyta i zobaczymy co doktorek wymysli.Pozdrawiam cieplo.
A może podkład muzyczny po polsku?
http://tinyurl.com/axgwlco
A może podkład muzyczny po polsku:
http://tinyurl.com/axgwlco
Tak trochę z ciekawości, pod wpływem Twojej notki, zrobiłam sobie test na ADHD. I co? I bingo. Umiarkowane, ale jest. Boszzzz, cud, ze to ogarnęłam. I po co studiować takie dzieciowe nauki, jak się u siebie takich rzeczy nie widzi?
To dlatego mnie własna matka nie lubiła i miała za skaranie boskie. Dlatego czytam każdą książkę do połowy, dlatego mam o 50 hobby za dużo, nie mogę wysiedzieć na żadnym wykładzie, a przed TV muszę mieć druty w ręku. Dlatego seans kinowy jest zawsze za długi ( a kiedyś był w sam raz….) a interlokutorowi trzeba przerwać w połowie zdania, ech.
Gackowa, a to można sobie samemu zrobić taki test? Masz gdzieś online? Ja raczej unikam takich internetowych psychotestów na cokolwiek, bo według mnie to „psychozabawy”. Sama wspominam swój kilkutygodniowy proces diagnozowania na ADD/ADHD w poradni jako mękę, bo serwowano mi testy, od których łeb mi pękał i eksplodowały oczy – nie byłam w stanie niektórych w ogóle rozwiązać, takich z liczeniem albo z kropeczkami… Masakra :( A o moich objawach ADD napiszę kiedyś osobną notkę. Na razie trochę się wstydzę, bo jednak dotyczą także mojej pracy…
„czy świat na mnie poczeka” – to jest dobre pytanie. niejako #mamto
pytań i oczekiwań mam mnóstwo, a pokory – zero. i to mnie wkurvia :(
dochodze do wniosku, ze na depresyjne stany nie ma nic lepszego niz bol zeba; bylam dzis w koszmarnym, podlym nastroju, zadreczalam sie jak codzien imaginacjami mojego chorego umyslu kiedy nagle z tego stanu wytracil mnie taki bol zeba, kosci i okolic, ze nie jestem w stanie myslec juz o czymkolwiek innym i oddalabym WSZYSTKO zeby w koncu przestal mnie tak napier..ac; kiedy lekarz na ostrym dyzurze znieczulil mi szczeke zastrzykiem poczulam, ze zycie jest piekne; teraz znieczulenie puscilo i napierdalnaka rozpoczela sie na nowo
Ginger, trzymaj się! oby szybko przeszło! :*
ja tak miałam kiedyś podczas ataku kamicy nerkowej! :D życie na kroplówce i dwie godziny bez bólu dziennie to była dla mnie pełnia szczęścia! do tego stopnia, że leżąc na szpitalnym łóżku z kroplówką wbitą w prawą dłoń – PRACOWAŁAM! :))) miałam dedlajn w wydawnictwie. napisałam wtedy kilkadziesiąt stron siedmiozgłoskowcem z rymami żeńskimi – to była książka dla dzieci o życiu na wsi.
ps. książki dla dzieci wydawałam pod pseudonimem, którego i tak nie podam, więc nie pytajcie.
zazie, byc moze Cie wkurze ale zaryzykuje kompletnie nieuprawniona i amatorska diagnoze;)- na moje oko w Twojej glowie rozgrywa sie nieustanna walka dwoch czescie Twojej osobowosci- z jednej strony jestes fajna, inteligentna i bardzo uzdolniona literacko i nie tylko kobieta, z drugiej strony masz totalnie destrukcjyjna czesc, ktora krytykuje wszystko co zrobisz, wyszukuje slabszych stron i je niemilosiernie napietnuje, roztacza przed Toba idealistyczne wizje jak perfekcyjna moglabys byc( chuda, zawsze i wszedzie towarzyska, bardziej tworcza, lepiej radzaca sobie z ogarnianiem przyziemnych spraw) i kiedy tylko masz slabszy dzien katuje Cie tym, ze do tego idealu nie doskakujesz
kiedy piszesz, ze nie chcesz nikogo widziec i slyszec to moim zdaniem tak naprawde nie chcesz by ktos widzial, ze czujesz sie gorzej- wtedy na sile probujesz poczuc sie lepiej- to prowadzi do frustracji i kolo sie zamyka; sprobuj raz inaczej- nie katuj sie, nie krytykuj, nie miej poczucia winy tylko powiedz sobie- jest jak jest no i chuj, trudno;)
ksiazki pod pseudonimem nie bede interpretowac bo to zbyt oczywiste:P
Nigdy nie komentuje, chociaz czytam. Ale nie moge, denerwuja mnie ludzie ktorzy sugeruja rezygnacje z lekow. Czy ktos majacy wybor decydowalby sie na nie? Ostatnio przebila wszystkich moja okulistka (tak, okulistka!). Zapytala czy biore jakies leki, no to jej powiedzialam cala liste. A ona na to ze po smierci meza najlepiej pomogly jej calmsy ziolowe. Wymieklam.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Zazie, kibicuje, i wiem jak jest. Jestem na lekach od dwunastu lat, i nie wrocilabym do tego co bylo przed.
Ja jestem przeciwna lekom stricte USPOKAJAJĄCYM, które tłumią emocje. Dla mnie nawet ziołowy PERSEN – przymula i zobojętnia emocjonalnie. Po dwóch kapsułkach NeoPersenu Forte – mam wyjebane na wszystko. Nie lubię tak. Dlatego w moim przypadku odpadają wszelkie profesjonalne uspokajacze typu Xanax, Relanium, Lorafen czy Hydroksyzyna.
Antydepresanty działają zupełnie inaczej. Nie uspokajają i nie zmulają, a raczej normalizują „sinusoidę”, dzięki czemu jestem mniej poobijana, kiedy zaliczam kolejne góry i doły…
ps. a co do rezygnacji z leków, to całkiem niedawno pewna – wydawać by się mogło, że inteligentna – osoba zapytała mnie: PO CO TY SIĘ FASZERUJESZ TYMI LEKAMI?! PRZECIEŻ NA WSZYSTKO POMOGŁABY CI ZMIANA DIETY!
padłam ze śmiechu. i nadal leżę.
AniaMania, staralam sie tak sformulowac wypowiedz, zeby nikogo nie zdenerwowac. To nie byla sugestia, tylko raczej pytanie. Czytam wpisy Zazie, ktore czesto chwytaja mnie mocno za serce, zwlaszcza jak sie zna z doswiadczenia tego rodzaju cierpienie i szarpanine. Zauwazylam, ze Zazie na lekach przechodzi podobne katusze, jak ja bez lekow. Teraz (po odpowiedziach na moj komentarz) juz wiem, ze bez lekow jest jej (oraz Tobie i innym osobom) jeszcze o wiele gorzej. Co sugeruje raczej, ze to mi mogloby pomoc rozpoczecie leczenia farmakologicznego a nie odwrotnie. Pozdrawiam serdecznie!
Jak ja Cie rozumiem.Tez niestety zmagam sie z tym chorobskiem.Dokladnie zaburzenie nerwicowo-depresyjne.Przez 1.5 roku paroksetyna ,przez 5 lat efectin.Coraz mniej leki pomagaja.Wlasnie jestem na etapie zastanawiania sie co dalej …Co do tycia to na paroksetynie+10 kilo ,ale na efectinie zero dodatkowych kg takze mysle ze u kazdego to inaczej dziala.Aha i jeszcze jedno bez lekow sie nie da.Przerabialam i nigdy wiecej.Pozdrawiam i sillly duzo zycze!
No właśnie… Ja też się boję, co dalej… Effectin (Wenlafaksyna) jest ostatnim lekiem, który na mnie działa. Teraz jestem na dawce 225 mg. Bezpieczne „widełki” są do ilu… do 300mg na dobę? A co potem? Elektrowstrząsy? ;) Trzymaj się! :*
czytałaś o dystymii?
Tak, czytałam. Nienawidzę „autodiagnozowania się”, ale zdecydowanie nie jestem dystymiczką. Nigdy też nie uważałam się za osobę „pogrążoną w depresji”. Powód? Ja naprawdę chcę i uwielbiam żyć. I umiem cieszyć się życiem. I mam energię. Tak ogólnie. Ale czasami wszystko mi siada. Ze zmęczenia, frustracji, stresu…
Moje epizody cięższej depresji – jak mówi mój lekarz – idą w parze z nerwicą natręctw i ADD, będąc jakby skutkiem tych obydwu przypadłości.
Kochana Zazie (pisze tak w porywie wspol-czucia), jakos mnie przerazaja te Twoje leki i zwiekszanie dawek. Probowalas kiedys bez? Jesli tak, to jaka widzisz przewage leczenia farmakologicznego nad funkcjonowaniem bez lekow? Pytam, bo wiele stanow, ktore opisujesz, bardzo mocno przypomina mi moje wlasne doswiadczenia.Wlasne, tj. osoby, ktora funkcjonuje bez lekow (odmawiam ich przyjmowania od ponad dziesieciu lat, kiedy to po raz pierwszy zostalam zdiagnozowana. Ostatni przepisany mi lek (calkiem niedawno) to byl effexor (czyli wenlafaksyna wlasnie. nie wiem, czy ten akurat preparat jest dostepny w Polsce). Przyznam, ze od poczatku odmawialam glownie z obawy (mocno uzasadnionej) przed przytyciem, bo wiedzialam bez najmniejszej watpliwosci, ze to sciagneloby mnie strasznie w dol, niwelujac ewentualne pozytywne efekty przyjmowania lekow. Nie mowie, ze jest latwo funkcjonowac bez lekow (i bez terapii), ale z tego, co czytam tutaj u Ciebie, to Tobie na lekach wcale nie jest o wiele latwiej. Nie wiem, tak naprawde, to dobrze znam tylko jeden przypadek, wlasny, i nie probuje wyciagac z niego zadnych ogolnych wnioskow, ale jestem ciekawa, czy probowalas kiedys funkcjonowac bez lekow i jesli tak, to jak Ci z tym bylo. Albo moze ktoras z czytelniczek/ktorys z czytelnikow ma takie doswiadczenia? Dodam, ze moja depresja, jak jest, to jest niestety raczej solidna, z dosc powazna jazda samobojcza (pisze „dosc” i „raczej”, bo nie mam tak naprawde porownania. moze to pikus w porownaniu z tym, jak mogloby byc).
Ola już pisała, że bez leków się nie da.
Poczytaj bloga.
Zazie, zazie, jak ja nie wiem, co Ci napisać!
Nic mądrego, wszystko głupie, każde słowo.
Żyj najpełniej, jak się tylko da.
Łykaj to, co Ci pomoże.
Świat poczeka.
Jeśli czujesz się samotna pisz, maila masz.
Odpiszę na pewno.
Ściskam ciepło:*
I uwierz mi – nie ma w tym „ściskam” banału…
D. – dziękuję :*
Olu, mówiąc szczerze – bez leków żyłam przez pierwsze 20 lat mojego życia i wspominam ten czas jako mękę pełną chaosu, obsesji i lęków. Nigdy nie chciałabym do tego wracać. Nigdy. Farmakoterapia jest dla mnie wybawieniem, bo pozwala mi w miarę normalnie żyć. Wahnięcia na sinusoidzie i epizody depresji czy nasilenie nerwicy natręctw są nie do uniknięcia – zależą od aktualnej sytuacji życiowej czy poziomu stresów. Ostatnie miesiące były dla mnie ciężkie. Latem straciłam pracę, a mój księgowy wpakował mnie na minę pt. „9 tys. zł długu w ZUSie”. To był mega stres. Jesienią odeszła Joasia. Z tym też sobie nie poradziłam.
Mój system nerwowy nigdy nie radził sobie w ciężkich sytuacjach. A miałam ich w życiu naprawdę wiele. Leki wyciągają mnie za uszy – z ciemności na powierzchnię. Lęk przed „przytyciem” nie istnieje w obliczu braku sił do życia, Olu. Jasne, że przejmuję się moją wagą, nawet bardzo. Ale chyba wolę być pulchną dziewczyną, która jako tako sobie radzi niż zeschizowanym neurotycznym chudzielcem (jakim byłam do 25 roku życia. ważyłam wtedy 43 kilogramy, ale jakoś mnie to nie uszczęsliwiało).