albo jakoś w ten deseń.
tak właśnie mogłabym podsumować ostatnie wydarzenia, które umilają nam
naszą wielomiesięczną walkę o byt. albo niebyt. już sama nie wiem, co lepsze.
w obliczu dzisiejszych “eventów” kwestie treningów, wewnętrznej dyscypliny
czy dbania o sylwetkę zeszły na nieco dalszy plan. przepraszam, próbowałam
odpisać na wasze komentarze, ale nie dałam rady, bo zdążyła już wybuchnąć
kolejna bomba z gównianą niespodzianką w środku.
wszystko się wali, pali i pierdoli. jak tak dalej pójdzie i tendencja się utrzyma,
to niebawem żadna Chodakowska nie będzie mi potrzebna,
bo po prostu nie będę miała co żreć i schudnę jak ta lala.
puszczają nam nerwy i opadają ręce.
szukając rozwiązań, co będzie z nami dalej – trochę w żartach, a trochę na serio –
jako jedną z alternatyw poddałam Syd albo emigrację albo wspólne samobójstwo.
bo tak chujowo to jeszcze nie było.
wyżalę się tutaj, na blogu – do wszystkich i do nikogo zarazem.
wybaczcie i absolutnie nie czujcie się zobowiązani.
o to właśnie chodzi – żeby wyrzucić z siebie,
nikogo przy tym nie obarczając.
każdy ma swoje problemy.
i każdy ma największe.
Mhm. Znam ten stan. Gówno z gównem się goni. Nie lubię tego. U mnie najgorzej było dwa lata temu, potem kryzys maj-lipiec 2014. Teraz jest w miarę, bo mam średnią pracę (ale mam), długi nie rosną (ale i nie maleją), mam przynajmniej kogoś u boku i staram się widzieć światełko w tunelu.
Nie wierzę, że to napisałam! To chyba znaczy, że wychodzę z dołka. Bo ile można w nim leżeć?
Wierzę, że z każdego gówna da się wyjść. Wiem, że jest cholernie ciężko i choćbym nie wiem jak chciała, to Cię nie pocieszę.
Ale trzymam kciuki, ślę dobre myśli i czekam na uśmiech, o! :)
Skoro mi się udało, a jak wiesz, moje problemy były największe na świecie, to i Wam się uda ;) a jak nie, to emigrujcie. Tylko pisz!!!! :)
Nie róbcie tego mopsicom, dziewczyny! Ani jednego, ani drugiego!
Mnie (też aktualnie tkwiącej w czarnej d***e tak głęboko, że nie widzę aktualnie światełka w tunelu) powtarzają, że to minie i na pewno będzie lepiej, więc mogę podać dalej-to minie i na pewno będzie lepiej. A na razie wyżalaj się tu ile wlezie (w końcu od czego jest blog?). Ja zawsze przeczytam. I napiszę, jak będzie trzeba (podobnie jak przedmówczyni-pierwszy raz się tu odzywam w komentarzach, żeby Ci to powiedzieć!)
Ech Zazie, doskonale Cię rozumiem (sama tkwię w depresyjnym gównie od jakiegoś czasu) ale kategorycznie zabraniam wybierania rozwiązań ostatecznych. masz misje dziewczyno do spełnienia- choćby taką, że ja mam gdzie zaglądnąć co dnia żeby do końca nie zwariować. I zważ na to, że czytam Cię od zawsze, nigdy się nie oddzywam ale teraz musiałam.
Za każdym razem ,kiedy miałam przyjemność bywać w czarnej dupie wydawało mi się, że to jest właśnie ten dół dołów, stąd już nie ma ucieczki, a w zasadzie nawet gdyby była – to nawet nie mam siły. Życie nie lubi statyczności, nawet kiedy się tkwi na pozór stabilnie w gównie. Sama wiesz… Dziś jest tak, jutro inaczej. Z najmniej spodziewanej strony przychodzi pomoc, a karta-jak mówią hazardziści- nie świnia, po północy się odwraca.
Może spróbowałabyś otworzyć sklep internetowy z handmade’ami . Według mnie masz wielki talent i bardzo kreatywny umysł z nieograniczoną wyobraźnią gotową stworzyć wielkie projekty. :) P.S. Tylko błagam nie samobójstwo!
Trzymajcie się, dziewczyny.
emigracja nie jest zla, jak sie jakis plan ma…
This too shall pass.
Zazulo nie mów tak, zawsze morze być … gorzej !ja ci to mówię wieczna oscylująca w kierunku depresji i samobója. oraz nie ma tego złego … i tak dalej ! i nieoczekiwanie może być lepiej !!?
oczyfiście może być (japierdole te dysortografię) gorzej…
trzymajcie się i nie dajcie się!
emigracja ewentualnie może być.
samobójstwu kategorycznie mówimy: nie!