śni mi się rzęsisty deszcz perseidów, które chwytam garściami i pakuję sobie do kieszeni, patrząc jak – trzymane zbyt długo w dłoniach – żółkną i matowieją, a dotknięte językiem w smaku przypominają podłą księżycówkę i bimber najgorszego sortu.
śni mi się, że to wszystko sen, który już kiedyś mi się śnił, ale nie mogę przypomnieć sobie pory roku.
śni mi się zamordowana dziewczyna z pociętą twarzą, której pokawałkowane ciało ktoś skrupulatnie i metodycznie układa w wielkiej metalowej skrzyni, a potem wypływa na pełne morze i wyrzuca ją za burtę. martwa dziewczyna przez chwilę unosi się na falach, aż w końcu znika w głębinie. uśmiecham się. bo i ona się uśmiecha.
oprócz tego unikam. głównie unikam –
ludzi, miejsc, sytuacji. wszystkiego, głównie wszystkiego.
Miewam podobne sny do opisanego. Zombie, trupy, cienie, haloweeny, ale z 'prawdziwymi’ upiorami, własna śmierć i częsty motyw drzwi. Coś, lub ktoś stojący za nimi. Raz coś doskoczyło do mnie nad ranem i zaczęło dusić w półśnie, czarne nieokreślone. Zaczęłam krzyczeć i to mnie wybudziło. Sprawdziłam godzinę. Była 3:33
Nie wiem co pomaga, może Triticco, może wiosna, dłuższe dni i więcej słońca = więcej dopaminy.
… to dlatego nie było na Blytheconie
szkoda…
mam nadzieję że jutro będzie lepiej
albo pojutrze
…
za tydzień…