No więc już wiecie. Nie jestem już dyskretna, lojalna, pokorna, zastraszona i zmanipulowana. Nie muszę już bać się, że Ten Ktoś przestanie mnie kochać, bo już dawno przestał. Przestał kochać nawet Miszura, bo… – jak usłyszałam – Miszur za bardzo przypomina mnie. Dlatego od przeszło 8 miesięcy nie dość, że nie kontaktuje się ze mną – to nawet nie zapyta o zdrowie Kumoka, która od roku walczy z ciężką anemią, początkami niewydolności nerek i rosnącym guzem nadnercza. Czy chcę to skomentować? Nie chcę. Nie jestem w stanie. Gula w gardle nadal tkwi, to malejąc, to znów rosnąc. Nie wiem, kim naprawdę jest człowiek, z którym spędziłam 10 lat życia. Nie do końca też wiem, kim jestem ja, skoro kochałam Tego Kogoś jak głupia, godząc się na wszystko, pogrążając się coraz bardziej i jeszcze miesiąc temu prosząc go o wysłuchanie mnie, zrozumienie i zwrócenie mi choć resztek honoru. Nadzieja matką głupich i naiwnych, którzy nigdy nie przestają wierzyć. Mogę sobie walić w zamknięte na głucho drzwi.
Ten list ma już 117 stron.
Sto siedemnaście stron o narcystycznych manipulacjach, szantażach emocjonalnych, przemocy psychicznej i wpędzaniu w poczucie winy.
Nie chcę dłużej nosić w sobie tego syfu, bólu, upokorzenia i wstydu. Wielu z Was, moich ówczesnych bliższych i dalszych znajomych, było (niemal naocznymi) świadkami tamtych wydarzeń. To Wy wyciągaliście mnie wtedy z najczarniejszej rozpaczy, a po zaledwie 6 miesiącach – z niedowierzaniem patrzyliście, jak z powrotem ładuję się w to emocjonalne bagno i tkwię w nim przez kolejne 10 lat. W końcu jednak zdołałam przekonać Was wszystkich, że ludzie się zmieniają i nie należy ich osądzać zbyt pochopnie.
Czy kłamałam? Nie, po prostu nie mówiłam wszystkiego.
Uparcie milczałam, jak bardzo boli mnie ta miłość i jak wiele mnie kosztuje.
Kiedy oddałam i sprzedałam już wszystko, co miałam, zostałam z 40. kilogramami nadwagi, depresją, bezsennością, zerowym poczuciem własnej wartości oraz wmówionym mi przekonaniem, że to wszystko była moja wina.
Chce mi się rzygać.
Czy to działa również w przypadku relacji siostrzanych? Terapeutyczne pisanie do siostry?
jak najbardziej. można pisać do każdego, żyjącego lub nieżyjącego. pisanie i wybaczanie jest DLA CIEBIE
Dasz radę, taki katharsis jest lekiem.
Dobrze o tym wiesz skarbie, że tylko akceptacja siebie , z wszystkimi ułomnościami ale i zaletami, których teraz nie dostrzegasz, pomoże tobie wyjść z tej pamięci, ciągle jeszcze raniącej.
Ten proces już się zaczyna i uff :)
Ja to wwidze takj, ze Zazie pisała od zawsze i od zawsze dostawalo sie komus tym pisaniem w dupe: a to polityce, a to producentom tabletek na odchudzanie, a to jakims zakamuflowanym osobom z jej otoczenia. A Syd zawsze byla chroniona i teraz ten okres ochronny sie skonczyl. I tak sie dziwilem, ze po tym rozstaniu takie grzeczne notki i fotki z Syd w najlepszej komitywie, z pieskami, jak najlepsze kolezanki. Ale cos sie stalo i Zazie juz sie nie czuje zobowiazana do bycia miłą i dyskretna. A to ze pisze o tym w internecie to sie nagle dziwicie? Od tylu lat pisze o wszystkim to i na to przyszla pora
Qrcze, nie wiem, nie znam sie – czytalam Twojego bloga w czasie tamtych 10 lat – wygladalo, ze z Syd bylas szczesliwa.
Nic wtedy nie wskazywalo, ze Syd jest oprawca tak jak przedstawiasz to teraz.
Jesli to co teraz piszesz ma Ci pomoc to niech pomoze.
Ale zastanawiam sie, czy w jakims stopniu nie krzywdzisz drugiego czlowieka…
Wcale nie chce Cie wpedzic w kolejne poczucie winy, ale wlasciwie to nigdy nie jest tak, ze ja 100% cacy a ten drugi/ta druga 100% be
Lubie Cie, Zazie – dobrze Ci zycze :-*
Anka, no właśnie: nigdy nie jest tak, że „ja 100% cacy, a ta druga 100% be” – w końcu, po 2,5 roku od rozstania poczułam się gotowa, żeby zrzucić z siebie 100% winy za rozpad związku (którą obarczano mnie nieustannie) i po raz pierwszy od 12 lat głosno powiedzieć, że nie zgadzam się, aby ex-partnerka dłużej upatrywała we przyczyny wszelkiego zła na świecie. Czy kogoś krzywdzę, pisząc, że nasz związek nie był fajny, bo dałam się zdominować i zmanipulować? Nie sądzę. Fajnie, że stajesz w obronie tej osoby, ale nie uważam, by potrzebowała adwokatów, ponieważ jest tak nieustająco przekonana o swej szlachetności i krystaliczności własnego charakteru, że moje „gorzkie żale na blogu” nie są w stanie zachwiać jej postawą. A ja w końcu mam prawo przyznać się, jak się czuję – to po pierwsze. A po drugie: dać do zrozumienia, jak bardzo chroniłam te osoby – tu na blogu – po tym wszystkim, co zrobiły.
I jeśli prześledzisz moje teksty na przestrzeni ostatnich 12 lat, to zobaczysz, że nigdzie nie napisałam ani słowa, które sugerowałoby, jak bardzo te osoby są nie fair (mimo niezaprzeczalnych faktów).
Czy rozgrzebuję stare sprawy? Owszem, ponieważ nie dają mi spokoju i owo „rozgrzebywanie” jest elementem mojej terapii, która odbywa się poprzez pisanie – jak większość ważnych rzeczy w moim życiu. Nigdy nie byłam w 100% cacy, ale po prostu zmęczyło mnie bycie w 100% be. Dlatego teraz po równo obdzielam niektóre osoby tym gównianym tortem.
Skoro milczałaś tyle lat to mogła byś milczeć dalej a nie srać żarem w internecie
Skoroś taki/taka odważny/a, to podpisz się imieniem i nazwiskiem, a nie udzielasz anonimowych rad w necie. To blog Olgi i nie będziesz jej dyktować, co ma tu zamieszczać. I ma rację-sk*stwo trzeba piętnować i przed nim prz strzelać, a nie srać tęczą.
Teraz mysl tylko o sobie! W dupie miej wizerunek kogos innego. I nie patrz czy rzygasz tecza, jadem, czy fiolkami, masz prawo!
cześć Syd, co tam?
Nie jestem Syd i nie sądzę żeby ona zniżała się do tego poziomu i czytała to. To chyba jakaś zemsta biednej starej grubej Zaz za to że Syd kopnęła ją w dupę i nie chce więcej kontaktu
Kimkolwiek jesteś, lepiej Ci?
ależ jesteś marnym głupim śmieciem …
a to wybacz Quentin, że pomyliłam xd
AS- piękne :D
Drogi Anonimie ależ pięknie jesteś zorientowany w sytuacji. Normalnie jakbyś za prześcieradło robił. Serio uważasz, że Syd potrzebuje adwokata w Twojej osobie? Skoro nie zniża się do tego poziomu to do poziomu Twoich komentarzy również.
Jesteś po prostu dzielna. Dzielna, bo podejmujesz próbę poukładania siebie a to wymaga odwagi. Tak jak odwagi wymaga przyznanie, w jakim związku się było. Bo nikt nie lubi sobie udowadniać czarno na białym jak zle zainwestował uczucia. Zmierzenie się z tym faktem jest przejawem siły.
Takie rzeczy zdarzaja sie nagminnie i po prostu przechodzą bez echa – pod warunkiem, że człowiek potrafi sobie z nimi poradzić. Ja przez tyle lat nie potrafiłam.
Szanuj Marcina za okazywanie szacunku dla Twoich uczuć i rozterek . Czas powoli zamazuje rany ! Pozdrawiam
bardzo go za to szanuje, doceniam i kocham. Jest moim lekarstwem na wszystko, ale to JA muszę wyzdrowieć