#chcetak.

wróciłam do domu po 21. odpaliłam kompa. zamigotała mi na gg. mesg z 18.30. odpisałam, że jestem. pojawiła się po chwili. od słowa do słowa. mówię, że zabieram się właśnie do pracy. i pytam, czy ona też. a ona ta to, że juz skończyła. i że właśnie w szlafroku, wykąpana i z książką do łóżka....

jest 23:23

siadam do kolejnej roboty. kubek kawy, kubek herbaty, w tle aga zaryan i kontrabas. a w głowie nie to, co powinno. cóż, trudno. jakos to będzie, czyly – jadziem z tym koksem!

polepszyć sobie.

w całkiem znośnym nastroju i bez mentalnych mdłości udałam się na wolę. odbębniłam, co było do odbębnienia, zainkasowałam i wybiegłam. tak, kupić coś, pocieszyć się, polepszyć sobie i w ogóle. melanie mazucco „tak ukochana” michel faber „szkarłatny płatek i biały” amelie nothomb „z pokorą i uniżeniem” irina dienieżkina „daj mi” oraz dla K. – Raman...

wola mocy

dziś rano obudziłam się silniejsza. powietrze wokół jest jaśniejsze, pożyłkowane energią i zapachem. dobrze przylega do skóry. poruszam się pewnie. bez obawy, że upadnę. oto małe święto na najmniejszej wyspie archipelagu.

oho

  żyję, mam się całkiem nieźle, może nawet dobrze, co jednak nie przeszkadza mi odczuwać frustracji oraz innych farfocli mentalnych, jakże typowych dla mnie i w ogóle. nowi ludzie, nowe zlecenia, nowe powinności, nowy rok i ja zupełnie-ta-sama, wcale nie-ulepszona , nie-apdejtowana i w ogóle. ale to nic, jakoś będzie, jak zwykle. potrzebuję jakiejś elan...

pozamiatać wszystkie kąty

i zacząć od nowa.   nie mogę spać, więc siedzę. siedzę, jem macę i wzruszam się niemiłosiernie, słuchając duetu z 1973 roku. dalida & alain delon. „paroles, paroles”. to jest zajebiście piękna piosenka. naprawdę. Caramels, bonbons et chocolats Merci, pas pour moi Mais tu peux bien les offrir à une autre qui aime le vent...

Scroll to top