music gets the best of me

kiedy myślę o tym, co mnie w życiu nakręca, pobudza, nastraja, rozgrzewa,
wzrusza, otwiera, zamyka, zamraża, spina, rozluźnia, podnieca, studzi,
doprowadza do euforii, ekstazy, łez i stuporu – myślę o muzyce.
jestem totalnie dźwiękowo-zewnątrzsterowna,
można mnie koncertowo zmanipulować przez uszy.
jestem uzależniona od muzyki i nie potrafię bez niej żyć
ot, banał wypowiadany przez większość ludzi na naszej planecie.
i pięknie. nie ufam tym, którzy nie słuchają muzyki.

od najwcześniejszego dzieciństwa wszystkie moje wspomnienia,
marzenia, wydarzenia i projekcje wyobraźni nierozłącznie związane są z muzyką.
i żeby nie było – nie jestem szlachetnym melomanem
szczytującym przy Klavierstücke’ach Karlheinza Stockhausena
ani wysublimowanym audiofilem lewitującym na falach akustycznych
generowanych przez głośniki Vandersteena.

zazie_zazie

jestem prostą dziewczyną z warszawskiego Targówka,
wychowaną w trzynastopiętrowcu z pustaków na ramie H,
w mieszkalnym kubiku o papierowych ścianach i tekturowych podłogach –
ot, zwykłym blokersem, któremu jednak ojciec od wczesnego dzieciństwa
puszczał fajne dźwięki ze ze swojej ukochanej “elizabetki” –
Unitra Diora Elizabeth Hi Fi DSH 101 z magnetofonem szpulowym,
magnetofonem kasetowym Unitra i gramofonem Bernard.

warszawa-zamiejska

co tu dużo mówić – w latach 80. ten sprzęt to było ostre pierdolnięcie dźwiękowe
z pierwszego piętra 13-kondygnacyjnego bloku nr 15 przy ulicy Zamiejskiej,
na którym – niemal tuż pod moim oknem – ktoś wysprejował na czerwono i niebiesko
depeszowską różę z okładki Violatora. był rok 1990, miałam 12 lat
i chodziłam dumna jak paw, że mieszkam pod właściwym adresem.

jako czterolatka obsesyjnie słuchałam piosenek Elvisa Presleya,
siedząc na kanapie pod rozłożoną parasolką i śpiewając “po anglijsku”
własne wersje “Return to sender” i “Devil in disquise”.
pamiętam też, że ktokolwiek usiłował wtedy zajrzeć pod moją parasolkę
z przymilnym uśmiechem: “jak ładnie śpiewasz, Oleńko!”
dostawał od Oleńki ostrą zjebę.
jako sześciolatka – wspólnie z Tatą –
przeżywałam głęboką fascynację zespołem Lady Pank.
do tego stopnia, że w przedszkolu podczas konkursu piosenki
zaśpiewałam dzieciom i paniom wychowawczyniom
pełną piersią tę oto piosenkę:

i tak sobie czasem myślę, że gdybym kiedykolwiek chciała spisać swoje memuary –
niechybnie wyszłaby z tego moja osobista encyklopedia polskiej i obcej muzyki rozrywkowej.

i w sumie nie jest to głupi pomysł.

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

[…] falujących włosów i gęstą czarną brodą, którą odruchowo podskubywał i gładził, lubił siadać na pufie przed swoją ukochaną stereofoniczną “elizabetką” i z wielkimi słuchawkami …, nie chcąc przeszkadzać małżonce swej Ewie i dwojgu niewydarzonym potomkom, oddawał się […]

[…] mnie ostatnio na muzyczne wspomnienia [ klik! ], a ponieważ mam ich wiele i obawiam się, że niebawem zabraknie wolnych klasterów pamięci w […]

Magga

Oj rozumiem Cię. Oj mam podobnie.

Katarzyna

czekam na wydanie rzeczonych memuarów i żeby być pierwszą w długiej kolejce fanów, od razu proszę o autograf

Scroll to top
4
0
Would love your thoughts, please comment.x