Blog o ADHD/ADD, nawracającej depresji i upartych próbach wychodzenia z chaosu i smutku, o poszukiwaniu motywacji do działania i sposobów na radzenie sobie z codziennością
Są dni, kiedy czuję się gorzej. Albo po prostu źle. Wydaje mi się wtedy, że dni, w które czuję się lepiej albo po prostu dobrze – nie istnieją. I tak naprawdę nigdy nie istniały. I istnieć nie będą. Nauczyłam się jednak, aby w takich momentach nie traktować siebie zbyt serio, nie wierzyć sobie ani przez chwilę, nie stawiać pod ścianą i nie odbierać nadziei… [czytaj dalej]
Mein liebster Feind
sny mam coraz gorsze, coraz cięższe, coraz straszniejsze. pełne bólu, przemocy i upokorzenia. pogrążam się. obmyślam pokutę. sama dla siebie jestem największym i najokrutniejszym wrogiem. you throw stones. can you see that I am human, I am breathing? but you don’t give a damn. can you feel my heart is beating? can you see the
you might as well keep dancing if you’re not gonna run
albo dopadło mnie jesienne przesilenie, albo naprawdę przesadziłam z robotą. od tygodnia dzień w dzień siedzę po nocach, śpię po 4 godziny na dobę, weekendów ostatnio nie miewam. chyba się nieco zmęczyłam. odpocznę dopiero koło czwartku. albo i nie odpocznę, tylko wezmę kolejne zlecenia. znacie coś dobrego na wzmocnienie? przybór energii i sił witalnych?
strzelaj albo emigruj (wewnętrznie)
I tip on alligators and little rattle snakers but I’m another flavor – something like a terminator ain’t no equivocating – I fight for what I believe why you talkin’ bout it? nigdy nie byłam miss publiczności ani najmilszą uczennicą w klasie. nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele ;) nie mam ochoty na polityczną poprawność,
jak ekspresowo posprzątać mieszkanie i zawiesić łyżkę na nosie
dwa tygodnie nieobecności w domu poprzedzone okresem ostrego zapieprzu robią swoje: nasze mieszkanie pod koniec sierpnia wyglądało jak – nie przymierzając – lej po bombie. bałagan to jedno: fruwające wszędzie ciuchy, książki, papiery, ścinki materiałów, miniaturowe mebelki, dziesiątki lalek i kolekcjonowanych przeze mnie pierdół, mopsie kłaki i kubki po herbacie. ale czarna podłoga – to
Lady Luck, I need a little light
wiecie, co? podwoiłam dawkę escitalopramu. sama. i… nic nie wybuchło! jest lepiej. jest dużo lepiej. po trzech tygodniach balansowania na granicy łez z byle powodu – z apogeum w dniu, kiedy umówiona na pracowe spotkanie, najpierw wpakowałam się w korek, potem pomyliłam autobusy, a potem rozpłakałam się na środku ulicy i chciałam wracać do domu,
summertime sadness, czyli: koniec balu, panno lalu
pociemniało. zagrzmiało. obwieściło wszem i wobec koniec lata. oto apokalipsa i wygnanie z raju. nie chcę tak bardzo, że gotowa jestem iść w tę burzę jesienną i własnym ciałem powstrzymać jej napór. koniec balu, panno lalu. księżniczka pojechała do pałacu i dostała jeszcze większej depresji. ot, paradoks jednostki chorobowej F33.1
nic wielkiego.
nie mam siły. na nic. chciałabym się poddać, ale to przecież nie w moim stylu. muszę przeczekać. przeczekać i utrzymać się na powierzchni. póki co nie odpisuję na maile, smsy i wiadomości – to nie dlatego, że mam was gdzieś albo że leżę już nieprzytomna z głową w piecyku gazowym. nie odzywam się, bo nie mam
songs about frustration and anger
poranki są jasne, słodkie i przejrzyste… pełne mopsich buziaczków, tulenia i wierzgania nóżkami o zapachu kukurydzianych chrupków potem idę do kwatery głównej Ochoczo: gdzie wre praca twórcza… tyle że nie w moim wykonaniu. ja piję kawę za kawą, herbatę za herbatą… i zastanawiam się… co jest ze mną nie tak. co jest ze
faster flamaster
it’s official: niniejszym przestałam ogarniać. nie panuję już nad czasem i przestrzenią. mam tyle roboty, tyle rozpoczętych projektów i tyle deadline’ów, że nic tylko położyć na podłodze i czekać na zbawienie. albo na coś, co mnie przejedzie, rozgniecie i rozwałkuje ku pokrzepieniu serca. tak, wiem, że to chwilowe. iże za 2 dni znów będę wierzyć,
Psychoterapia poznawczo–behawioralna
Psychoterapia poznawczo–behawioralna zwana także terapią kognitywno–behawioralną (cognitive–behavioral therapy – CBT), jest metodą leczenia zaburzeń psychicznych, trudności emocjonalnych oraz problematycznych zachowań. Charakteryzuje się ustrukturowanym i zorientowanym na określone cele i problemy sposobem współpracy terapeuty i klienta/pacjenta. W porównaniu z innymi rodzajami psychoterapii jest określana jako metoda krótkoterminowa – trwa zwykle kilkanaście do kilkudziesięciu spotkań (raz w
such a timeless flight
Mars ain’t the kind of place to raise your kids. In fact it’s cold as hell… And I think it’s gonna be a long long time Till touch down brings me round again to find I’m not the man they think I am at home Oh, no… no… no… I’m a rocket man Rocket man burning
tu i teraz
wieczór. już zamknięte wszystkie wesołe miasteczka. siadam przed komputerem, trzymając ostrożnie w dłoni pusty kubek z suchą torebką zielonej herbaty. biorą pierwszy łyk. a raczej nie biorę, orientując się, że nie zalałam herbaty wodą. wstaję, idę do kuchni. po drodze niechcący kopię porcelanową miskę Miszura. pęka na pół. myślę sobie, że jestem beznadziejna. tak samo
Pierwsze wyjście z mroku. My name is not Tristan and that’s why I’m alive
Nie dalej jak wczoraj pewna znajoma początkująca blogerka – czując się w obowiązku poinstruowania mnie, jak należy prowadzić poczytnego bloga – dała mi dobrą radę. A mianowicie: powinnam zaprzestać pisania o mopsach, bo nikogo to nie interesuje i nikt tego nie czyta. I jeśli dalej będę zanudzała ludzi opowieściami o dwóch grubych psach, to stracę wszystkich czytelników.
pani tereso.
gdzie boli przyłóż lód, bo będzie boleć dłużej. ze świata wszystko chcę albo nie chcę nic wcale. nie myśl o mnie źle, że się nie martwię wcale. to nie jest jak ogólniki na detale. mam ogólnie gdzieś detaliczne rozterki. że szczegół boli – wiem, że ogół wdzięczy dźwięki. [nosowska, kasitet]
jajko na miękko.
gotuję się w sobie i ścinam zbyt szybko. można mnie rozłupać łyżeczką, wyjeść środek i nakruszyć wokół skorupkami. może już starczy? komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl
jak Zazie kawę parzyła
Otóż: postanowiłam uraczyć Lucy aromatyczną kawą z archaicznej nieco zaparzarki. Wyszperałam gdzieś ziarnistą arabikę o aromacie orzechowym, odpaliłam młynek elektryczny (pamiętający jeszcze okres gierkowskiej prosperity) – już wtedy o mało mnie w kosmos nie wystrzeliło, bo młynek działał jak wiertarka udarowa, ale ziarno przemieliłam dzielnie. Równocześnie nawoływałam Lu, żeby towarzyszyła mi w kuchni, to będzie