calm down, firestarter

chodzę jakaś taka przestraszona, nastroszona i wypatroszona – jakbym nie potrafiła odnaleźć się w sytuacji: że oto można i trzeba żyć gdzieś tak pośrodku, między udręką a ekstazą, nie zbliżając się zanadto do żadnej z nich, nie ocierając się ani o górne ani o dolne rejestry, balansować pokornie niczym cyrkowa foka na rozbujanej piłce, nie...

another back to black

właściwie dlaczego miałabym o tym nie napisać? tak po prostu. o tym, jak działa mózg depresyjnej osoby z nerwicą natręctw, o tym co dzieje się w mojej głowie. jak krążą myśli. i dlaczego w kółko. o tym, że kiedy ciężar rzeczywistości staje się zbyt duży, dopada mnie stres, niepokój i lęk, a wewnętrzne napięcie staje...

My heart’s in the Highlands wherever I go…

w szpitalu przy Banacha trwa właśnie operacja mojej Mamy. K. wylatuje jutro do prawosławnego monastyru w Gruzji, być może na zawsze, nie wiem, przecież to już nie moje życie. nic nie mówię, bo po co. chcę żeby ten dzień już się skończył, mam ochotę rzygać z nerwów, smutku i wewnętrznego chaosu . kiedy byłam małym...

Lady Marmalade & Miss Migraine – czyli: Dziewczyna i Solpadeina

nigdy przenigdy nic mnie nie bolało. no… może oprócz złamanego od czasu do czasu serduszka, częstokroć urażonej dumy lub – od wielkiego dzwonu – otwartego parasola w dupie na okoliczność mniejszego lub większego zadęcia kulturalno-towarzyskiego. przez całe dzieciństwo i młodość byłam ekstremalna, przeciwbólowa i antynewralgiczna. no… może z wyjątkiem tych chwil, kiedy raz po raz...

do keep your eyes on me

dnia 5 lutego 2014 roku o 19.38 byłam już tak zmęczona swoją beznadziejnością, że w tej właśnie chwili postanowiłam umrzeć. szybko jednak uświadomiłam sobie bezsens i grzeszność tej myśli, dlatego też niezwłocznie udałam się na spoczynek. postanowiłam, że rano obudzę się innym człowiekiem. zażywszy 3 ziołowe tabletki uspokajające, zapadłam w ciężki letarg, z którego około...

sputnikowy pracownik stycznia

ponieważ z zasady wchodzę dwa razy do tej samej rzeki – wróciłam na pokład Sputnik Studio. i tak oto każdego ranka dziarsko maszeruję do pracy przez śnieżne zaspy parkowych alejek. maszeruję całe 5 minut, gdyż międzygalaktyczny kosmodrom Czmudy zatoczył koło nad okolicą i osiadł pośród wiekowych drzew skweru Sue Ryder na Starej Ochocie. jestem więc...

Zazie, be good…

moje problemy finansowe sięgnęły zenitu. ja zaś sięgnęłam dna. w totalnej panice usiłuję ogarnąć sytuację, dziękując w duchu losowi za zesłanie mi stałej etatowej pracy. na serio, perfect timing! od teraz będę normalna. od teraz będę grzeczna. nie wiem, w co najpierw wkładać ręce. tak czy inaczej – ujebię się po łokcie, to pewne. póki...

za przeproszeniem.

w pisaniu bloga jestem tak samo chimeryczna jak w życiu. albo nawet bardziej. jasne, że nikt nie musi tego znosić, ale skoro mimo wszystko mnie czyta – to śmiem przypuszczać, że nieco się już przyzwyczaił do mojej uogólnionej abnegacji. ale ponieważ wiele osób nadal zgłasza – słuszne zresztą – pretensje, iż więcej niż często zdarza...

drink bar Ochota i klub śniadaniowy

na przekór chujowemu nastawieniu do ludzkości i rzeczywistości – poszłam na powitalną imprezę Ochockich Cór Marnotrawnych z Raszyńskiej i upiłam się wiśniówką.   a przy okazji pogadałam sobie z drugą neurotyczką. syty głodnego nie zrozumie, ale wariat wariata – zawsze! a właściwie to ile kalorii ma kieliszek wiśniówki? bo nie wiem, czy opłaca mi się...

srau to chies

mam niezdrową skłonność do nadmiernego przejmowania się cudzymi zachowaniami – dociekam, analizuję, przeżywam i zadręczam się tym, co mi ktoś powiedział, zrobił, nie zrobił, pomyślał, nie pomyślał, przemilczał lub olał. jezu chryste, mam tego dosyć. co mnie to kurwa obchodzi?! o co mi chodzi… po co ja to wałkuję…?!! nie ma tu nic do rozumienia,...

Scroll to top