Codziennik Zazie • Zwyczajne życie w słowach i obrazach
Cześć, wróciłam. No przecież! Zawsze wracam.
Wracam jak zły szeląg, zima zaskakująca drogowców, jak upierdliwa karma i ksiądz po kolędzie. Jestem blogowa recydywistka bez szans na złagodzenie wyroku. Będę się tak tułać po blogosferze jak potępieniec. Nie wiem, co musiałoby się stać, bym na dobre porzuciła bloga Zazie, któremu w lipcu stuknie już 14 lat. I wolałabym się o tym nie przekonywać.
mopsiki w Kwadratowej
Tradycyjnie, jak co roku, w powietrzu śmierdzi już wiosną… Jednak Kumok zdaje się nie odczuwać aromatycznego zewu natury… Jest bardzo, ale to bardzo zajęta. Wkońcu udaje się ją dobudzić i wyciągnąć na wczesnowiosenny spacerek: kiedy już prosiaki upierniczyły się dokumentnie i wytytłały w czym tylko można było… postanowiłyśmy zabrać je na kawę
w telegraficznym skrócie
„Bożena” (portret kobiety w średnim wieku na tle pustej zmywarki, 1 poł. XXI wieku, artysta nieznany) #poliszgirl #poliszcośtam #poliżmnie #polishgirl #instagirl #pretty #beauty #sexy #hot * żyję. nie zaginęłam w akcji ani nie osunęłam się w mroczne odmęty kolejnej depresji. * nadal jestem na diecie, odchudzam się i powoli zrzucam wagę. weszło mi to w
wszystkie chujowe poranki świata
Dzisiejsza notka będzie krótka, bo tak naprawdę nie chce mi się jej pisać. Czuję się źle. Bo jest mi źle. Gdyż jest źle. I będzie gorzej. Owszem, jestem Polką najgorszego sortu. Ale chyba już nie mam ochoty być Polką. Realnie i konkretnie myślimy z Syd o emigracji. Gdzie na świecie da się żyć? Gdzie żyjecie
zielone paznokcie
Czasem zastanawiam się, czy jestem potrzebna. A jeśli tak – to komu i właściwie do czego. Tyle tytułem wstępu z dupy i nie na temat. Piję czwarte espresso i nadal jestem nieobecna, bez stałego łącza z rzeczywistością i rejonami ościennymi. W naszej kamienicy wyłączyli wodę, gołębie zasrały balkon, schowałam zimowe ciuchy akurat wtedy, gdy spadł
Halo, zaczekajcie, ja jeszcze nie skończyłam!
Ani z odchudzaniem, ani z pisaniem bloga. Tyle tylko, że czasoprzestrzeń mi się nieco zakrzywiła, a czas przyspieszył do tego stopnia, że przestałam wyrabiać na zakrętach. Siłą rzeczy blog znajduje się na końcu listy moich codziennych obowiązków, więc kiedy mam do wyboru paść trupem w okolicach łózka lub apdejtować bloga – wybieram to pierwsze, licząc
Wystartowałam i znieruchomiałam w pół kroku…
Będąc niemłodą, osobliwą (by nie powiedzieć: dziwną) i mało popularną blogerką, bez szans na miejsce w “rankingu Kominka”, buziaczki i przybite piąteczki na Blog Forum Gdańsk oraz rozmaicie pojmowany sukces w blogosferze – na przekór wszystkiemu, chyba także sobie samej, po 13 latach pisania “Zazie” – postanowiłam wziąć udział w konkursie na Blog Roku w
Wojna 30-letnia czyli: Jak Zazie z trądzikiem walczy(ła)
[wiem, ta notka jest strasznie długa, więc pewnie: TL;DR – ale przyznam się, że pisałam ją głównie dla siebie, bo strasznie lubię wspominać, a pamięć mam dobrą i drobiazgową, więc wybaczcie ;)] Wiele miesięcy temu, w jednej z notek, pisałam o moim zamiłowaniu do kosmetyków (tutaj), które co prawda nie idzie w parze z modą
zimowe przypadki Kumoka i Miszura
Jak pewnie zdążyliście zauważyć, ostatnia notka o naszych mopsiczkach pochodzi sprzed kilku miesięcy [tutaj], choć facebookowa stronka Kumoka i Miszura jest aktualizowana niemal codziennie Zapraszamy! … więc już zapewne większość z Was wie, co u nas słychać od początku listopada. A słychać dużo, głośno i emocjonująco, choć nie zawsze wesoło. Na blogu wspominałam już w
… i co teraz?
Ciężko jest mi wrócić do pisania bloga, nie da się ukryć. Nie chcę go jednak porzucać. Może przez sentyment, a może przez wzgląd na względy i nadzieję, że jeszcze kiedyś odbiję się od dna. I podskoczę. Nieco powyżej własnej dupy. Jest wiele spraw i jeszcze więcej rzeczy, o których mogłabym – albo chciałabym – napisać.
z zawartości damskich torebek wróżę jak z fusów, a z reszty kłamię jak z nut
moja akademicka profesorka od gramatyki opisowej (przemiła starsza dama ze szklanym okiem) zwykła mawiać, że “na polskiej składni to ona zęby zjadła” – czyli, że się niby zna się na niej jak jasna cholera. albo nawet bardziej. niestety nie jestem pewna, czy ja sama mogę się pochwalić podobną znajomością jakiegokolwiek tematu. no nie wiem, może…
Brunet wieczorową porą oraz inne strachy na lachy…
Nasze tegoroczne Halloween nie należało do najbardziej udanych – Kumok zafundowała nam noc pełną strachu oraz rajd na ostry dyżur weterynaryjny (o czym w następnej notce). Tymczasem moje lalki bawiły się w najlepsze… Po ryzykownych próbach ekwilibrystyki z nożem kuchennym i żywą dynią, ukróciłam im wszelkie próby zamordowania Wielkiej Głowy z Hokkaido. Zamiast tego zaproponowałam im
otwórz usta. wrzuć monetę. wytrzymaj do wieczora.
jakiś czas temu pisałam, że rozstaję się z Seroxtem. niestety rozwód bez orzekania o winie pozostał w sferze moich marzeń. po miesiącu bez codziennych dawek paroksetyny Syd musiała mnie zbierać z podłogi (tu). odrobinę chujowo, nie powiem. na szczęście teraz jest znośnie. standardowo. zeszłam do najmniejszej z możliwych dawek, które jako tako trzymają mnie w jednym kawałku.
Dlaczego cukier nie krzepi?
Ostatnia notka na temat mojego uzależnienia od cukru (klik!) wzbudziła spore zainteresowanie – z moich blogowych statystyk wynika, że w jeden dzień przeczytało ją ponad 3.000 osób i chociaż nikły promil czytających zostawił po sobie ślad w postaci komentarza na blogu lub FB, to zamiast tego zostałam zasypana lawiną maili i prywatnych wiadomości na
Cześć, jestem Olga. mam 37 lat i jestem… uzależniona.
Od wielu lat. Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może jeszcze w liceum, podczas pierwszej depresji. Może na studiach, w czasie stresującej sesji egzaminacyjnej. Nie pamiętam… Może po jakimś bolesnym rozstaniu albo traumie z 1997… Może dopiero wtedy, kiedy zamieszkałam sama i rozpaczliwie odbijałam się od ścian pustego mieszkania na końcu świata. Nie wiem,
Sąsiedzka Potańcówka w Parku Wielkopolskim
Czasem mam wrażenie, że Ochocianie to zupełnie inny gatunek niż reszta warszawskich autochtonów – stadny, gromadny, zabawowy, kontaktowy i na przekór nie zawsze fajnej codzienności skory do uciech wszelakich. Regularnie raczę Was na blogu newsami z naszej dzielni – począwszy od smaczków i smakowitości nieodżałowanego Posłańca Uczuć (który niestety przegrał z osobliwymi fluidami mieszkańców ulicy
sprzed roku: summer almost gone
O proszę, w czeluściach bloga znalazłam nieopublikowaną dotąd notkę – dokładnie sprzed roku – kiedy to płynąc łódką po Jeziorku Kamionkowskim w Parku Skaryszewskim żegnałyśmy lato 2014… W zasadzie to nie wiem, czemu jej nie opublikowałam… może dlatego, że nie miałam czasu albo nie chciało mi się dopisywać tekstu pod zdjęciami…? Niestety takich wiszących nieopublikowanych i niedokończonych notek mam
to już naprawdę koniec lata
cześć, wszystkim! :) trochę nas tu nie było. lato zdążyło się skończyć, lekki opad liści nastąpił wraz z atmosferycznym. licznym. mopsy z deszczem nie-baudzo. odmawiają spacerów i zadowalają się relaksem we wszystkich możliwych pozycjach mopsiej-sutry. zwłaszcza gdy człowiek idealnie wpasowuje się w grube mopsie udo lub inne miękkie wybrzuszenie trzewi…
Śmierć na pięć czyli głośny szloch zza kanapy
W roku 1984, w sercu nowoczesnego warszawskiego osiedla mieszkaniowego na prawym brzegu Wisły, 34-letni Lech Gromek, z burzą lekko falujących włosów i gęstą czarną brodą, którą odruchowo podskubywał i gładził, lubił siadać na pufie przed swoją ukochaną stereofoniczną “elizabetką” i z wielkimi słuchawkami na uszach [klik!], nie chcąc przeszkadzać małżonce swej Ewie i dwojgu niewydarzonym
bezglutenowa rozpusta na legalu
podczas gdy reszta świata rozpoczyna nowy rok szkolny… my wraz z Syd rozpoczynamy nasz własny Nowy Rok – jako dwie wrześniowe Panny świętujemy nasze małe (a w zasadzie coraz większe) jubileusze. i w ramach tego świętowania idziemy na pyszne sushi za połowę ceny w Paterze, bo akurat jest futo-wtorek ;))) a potem na bezglutenowe i
upalne lato z mopsikami
nie wiem jak was, ale mnie to lato odrobinę wymęczyło… moja niechęć do upałów i niemoc nimi wywołana jest powszechnie znana. oj-dana-dana. wczesne poranki jako jedyna znośna pora dnia dawały chwilę wytchnienia nie tylko nam ale i naszym grubym mopsim paróweczkom. spacery tylko o świcie i po zachodzie słońca. oczywiście, że
lipcowo-sierpniowe migawki z Warszawy
trochę pisząc przy komputerze trochę jeżdżąc na rowerze próbując rozchodzić niewygodne buciki wpierniczając frytki z budki oraz pierożki dim sum z Parnika które są naprawdę cudowne kimchi też, ale Syd i tak robi lepszą ;) o, kochana bezglutenowa beza. tudzież biszkopt. beza-biszkopt. trochę kokosanka.
najmilsze zakończenie wakacji
… w postaci dwuosobowej delegacji z Wrocławia! ♥ oto Aneczka & Bianeczka na gościnnych występach w Warszawie: jeździłyśmy-jeździłyśmy i zamęczałyśmy je własnym towarzystwem, aż w końcu doczekałyśmy się rewizyty! :)) – To jest wielkie święto! Więc co prawda miałam się od dzisiaj odchudzać, ale chyba sama rozumiesz…? Syd zawsze i wszystko
ostatnie wakacyjne warsztaty recyklingowe dla dzieci
Dzisiaj na Placu Defilad odbyły się nasze ostatnie wakacyjne warsztaty recyklingowe dla dzieci i rodziców. Pożegnaliśmy lato międzygalaktycznym rejsem rakiet kosmicznych z butelek plastikowych i sputników z papierowych talerzyków. Uzbrojeni w w tarcze, hełmy i laserowe miotacze iskier polecieliśmy do recyklingowych gwiazd z folii bąbelkowej i planet z surowców wtórnych. Po drodze spotkaliśmy przedstawicieli obcych cywilizacji, a na
na całych jeziorach… tai chi. o wszystkich dnia porach…
TAI CHI ! czyli: O tym jak Zazie i Syd próbowały zgłębić arkana wschodnich sztuk walki oraz posiąść tajemną wiedzę o krążeniu życiodajnej energii qi pojechałyśmy na Mazury, niczego nie przeczuwając… choć właściwie – jadąc na obóz treningowy wschodnich sztuk walki, należało się właśnie tego spodziewać ;) wymęczone warszawskimi upałami i ciśnieniem
chińskie zioła, akupunktura i życiodajna energia chi
Czy akupunktura i tradycyjna medycyna chińska może wyleczyć depresję? Srogo sponiewierane i ledwo żywe doczołgałyśmy do połowy 2015 roku – i to był czas, kiedy musiało się coś zmienić. Kiedy musiało się zmienić wszystko. Bo dłużej byśmy po prostu nie pociągnęły. I wtedy, zupełnym przypadkiem, moja Mama po raz kolejny dyskretnie napomknęła o pewnym chińskim mistrzu z
zrób sobie coś z niczego = nasze kolejne warsztaty recyklingowe
oto kolejne niedzielne warsztaty recyklingowe, które poprowadziłyśmy na Placu Defilad zobacz nasze poprzednie spotkania warsztatowe [klik!]: 1, 2, 3,
♥ Warszawa kocha Wrocław ♥
nie minął miesiąc, a my znów pomknęłyśmy do Wrocławia. cudownie nam z tym, a zarazem nieco dziwnie, bo odwykłyśmy od wakacyjnych wyjazdów. oraz od wyjazdów w ogóle. jednak miniona wiosna sponiewierała nas tak doszczętnie, że bez twardego resetu i reinstalacji systemu nasze komputery pokładowe nie pociągną zbyt długo. doktor Maciuś Miś daje znak do odjazdu!